poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Naprawa wazonu Satsuma


Od trzech tygodni siedzę w domu, mam dobrze, bo mogę wyjść do ogródka. Pracuję zdalnie, sprzęt przywieziony z biura zadomowił się na wstawionym do salonu biurku. Pracy jest sporo, skończyłam wczoraj kolejną książkę. Staram się nie nudzić, bo nuda jest dla mnie najgorszą rzeczą i pewnie nie tylko dla mnie.
Dzisiaj skończyłam pracę nad pewną naprawą, która była dla mnie wyzwaniem i nagrodą jednocześnie. Do czasu zanim nie skończyłam innych zamówionych napraw, ten wazon czekał jak ta wisienka na torcie i patrzył na mnie swoim urwanym dnem z kredensu. Wazon przysłała do naprawy Maria Paleta i przebył długą europejską drogę do Gdańska. Był kiedyś rozbity na więcej części, nosi ślady wcześniejszej naprawy. Ja tylko scaliłam, to co było w kawałkach zapakowanych razem z korpusem wazonu.







Wazon pochodzi z Japonii, jest dość stary, ma co najmniej 100 lat. Niestety nie odnalazłam odręcznej sygnatury, a poszukiwania nieco zbiły mnie z tropu. Cały czas mówiłam do niego Satsumka, aczkolwiek może również to być Kutani. W każdm razie jest piękny. Dla oddania skali wielkości podam tylko, że ma wysokość 19 cm.
Na wazonie przedstawiona jest walka samurajów z niezwykle wyrazistymi obliczami, co jest charakterystyczne dla takich właśnie dekoracji. Same postacie są jakby zatrzymane w kadrze, jedynie wyraz twarzy przekazuje grozę przedstawionej sytuacji.
Jedną z pierwszych rzeczy podczas tej naprawy było uzupełnienie trójkątnej brakującej części w brzuśćcu. Był brakujący fragment z nieuszkodzoną dekoracją, jednak wklejenie takiego elementu do zamkniętej ze wszystkich stron przestrzeni nie jest normalnie możliwe. Ponieważ, nie chciałam uszkadzać obiektu bardziej niż to jest niezbędne założyłam, że muszę w tym przypadku postąpić nieco inaczej. Struktura ceramiki Satsuma, jest widocznie ziarnista na przełomie, co uwidaczniają zdjęcia, nie pęka tak gładko, jak to ma miejsce w przypadku przełomu naczyń porcelanowych. Jest jednak nieco bardziej podatna na obróbkę. Zastosowałam więc szlifowanie krawędzi trójkąta, zarówno kawałeczka, jak i otworu w brzuśćcu wazonu. Dosyć żmudne zajęcie, wymaga cierpliwości i wyczucia. Krawędzie trójkąta zostały zeszlifowane pod pewnym kątem, zmniejszającym go w kierunku do wnętrza wazonu. Oczywiście działałąm tak, by nie "stracić" kawałka malatury. W końcu wpasował się w miejsce w otworze i został tam wklejony.
Obraz uszkodzeń


Szlifowanie kawałka przed wstawieniem 


Wzmocnienie i uszczelnienie spękań od środka, gdy brak dna pozwalał 
na dotarcie w więcej miejsc 

Podczas dopasowywania elementów
Kolejnym etapem było uszczelnienie i zabezpieczenie oraz wzmocnienie, wszystkich napraw wcześniejszych. Skorzystałam z faktu, że urwane dno wazonu dawało mi dużo więcej miejsca operacyjnego i nałożyłam na widoczne linie spękań masę epoksydową z dodatkiem złotego proszku. Tym samym mogłam też uszczelnić miejsce wstawienia opisanego wcześniej trójkącika.
Następnym etapem było składanie i klejenie kilku kawałków oraz dna (stopki) wazonu. Tu należy dodać, że wszystkich okruchów nie było. Z tego powodu założyłam, że wszystkie braki zostaną uzupełnione po zakończeniu klejenia. Zostały nadlane na specjalnych formach z masy epoksydowej ze złotym proszkiem, której używam jako pewne współczesne nawiązanie do starej japońskiej techniki Kintsugi.

Tekst i przedstawiona naprawa - Violetta Pastwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Half-dolls

  Post opublikowany na Facebooku 15 lipca 2020 r. Mają różne nazwy - lalki poduszkowe, lalki z herbatą (na imbryk) i lalki kredensowe… i są ...